Home » OSZCZĘDNA JAZDA MOTOCYKLEM. TO MOŻE SIĘ PRZYDAĆ

OSZCZĘDNA JAZDA MOTOCYKLEM. TO MOŻE SIĘ PRZYDAĆ

man-3639100_1920

Ta historia wydarzyła się na prawdę. Pewnie wielu z was też znalazło się w takiej sytuacji. Nie chcę się wymądrzać, tylko pokazać, że sytuacje na pierwszy rzut oka bez wyjścia, mają wyjście awaryjne. Oszczędna jazda motocyklem, choć nudna jak cholera, w niektórych sytuacjach potrafi uratować skórę.

Pewnego pięknego dnia wybrałem się motocyklem w góry. Tuż przed Lubawką w kokpicie zabłysła kontrolka paliwa. To dość standardowa przypadłość większości motocykli. Wjechałem zatem na stację benzynową, by zatankować. Zanim jednak wsadziłem końcówkę dystrybutora do zbiornika paliwa, coś mnie tknęło i postanowiłem sprawdzić, ile mam kasy w portfelu, po to, żeby wiedzieć, czy mogę zapłacić gotówką, czy kartą. Czy to była opatrzność? Być może. Na stacji okazało się, że portfel z dokumentami i pieniędzmi zostawiłem w domu.

Nie miałem przy sobie ani złotówki, żadnej karty kredytowej. Nie mogłem płacić telefonem — bo było to w czasach, gdy takich aplikacji po prostu nie było. Sytuacja była patowa, bo z Lubawki do Wrocławia jest około 110 km. Pewnie gdybym palił, w tym momencie z przyjemnością zaciągnąłbym się dymkiem. Ale nie palę. Wypchanie motocykla spod dystrybutora było najsensowniejszą w tym momencie decyzją. Przynajmniej na początek.

GRUNT TO NIE PANIKOWAĆ

Skoro nie mam paliwa, ani kasy, nie ma sensu jechać dalej. Trzeba skrócić wyjazd i ratować tyłek. Wzywanie kumpli by przyjechali do mnie z portfelem też było słabym pomysłem. Przecież w środku tygodnia zwykle są w pracy. Trzeba kombinować dalej.

Rezerwa zapala się gdy zasięg spadnie do około 60-80 km, w zależności od modelu motocykla. Mniej więcej taki dystans pokazywał również wskaźnik zasięgu. Po drugie, wartość ta jest przybliżona, bo jest obliczana na podstawie średniego zużycia, a to podczas jazdy w górach, albo na autostradzie znacząco rośnie. Można zatem założyć, że oszczędna jazda motocyklem pozwoli mi ten teoretyczny zasięg nieco wydłużyć.

Kolejnym krokiem było znalezienie najkrótszej i zarazem najoszczędniejszej trasy do domu. I w tym momencie z pomocą przyszedł mi GPS. Po szybkim przeklikaniu się przez menu wyłączeniu opcji najbardziej krętej, szutrowej i górskiej drogi, wykluczeniu mało ekonomicznych autostrad, udało się znaleźć taką trasę, która prowadząc pod sam dom, miała długość 90 km. A to oznaczało, że mój plan miał szansę się powieść.

Główkując dalej, jadąc w kierunku domu, skracam dystans, który będą musieli przejechać kumple. Skracam zatem czas na dojazd i kasę na paliwo do „ratunkowych” motocykli.

Tak, mi też nie uśmiechała się jazda z prędkością patrolową. Z drugiej strony lepsze to niż stać na stacji benzynowej i gapić się przez kilka godzin w sufit. Kawy albo jedzenia też sobie nie kupię, bo przecież nie mam kasy. Stara zasada mówi lepiej jechać wolno niż stać. Decyzja była szybka. Wracam, najkrótszą z możliwych dróg wyznaczoną przez GPS, jadąc z prędkością około 80 km/h. Dokąd dojadę to moje. Kontrolowałem tylko by nie zatrzymać się w środku niczego, bo tam zanudzę się czekaniem na śmierć.

OSZCZĘDNA JAZDA MOTOCYKLEM, POWOLI ALE CORAZ BLIŻEJ CELU

Choć okoliczne drogi znam jak własną kieszeń, nawigacja poprowadziła mnie takimi, z których sporą część widziałem po raz pierwszy życiu. Oszczędna i wolna jazda motocyklem dawała mi czas na oglądanie okolicznych górek, cieszeniem się widokiem biegających saren i odwiedzeniem wiosek, o których świat dawno zapomniał. Nie było to spełnienie moich marzeń, ale liczyło się tylko to, że z minuty na minutę byłem coraz bliżej domu.

Kontrolka rezerwy za żadne skarby nie chciała zgasnąć, a zmniejszający się dystans do domu gwarantował większy poziom optymizmu. Za to licznik zasięgu sprawiał wrażenie, jakby się zepsuł. Dystans do całkowitego wyczerpania się benzyny w zbiorniku spadał powoli, bardzo powoli. Ja coraz wyraźniej widziałem oczami wyobraźni światełko w tunelu, zwanym moim garażem.

Snując się niczym szeryf na prerii, szokując innych kierowców powolną jazdą dojechałem do domu. Gdy podjechałem pod bramę, zasięg w pokładowym komputerze od kilku kilometrów wskazywał zero. Liczy się to, że dojechałem! To, że wyjazd musiał zostać skrócony, a powrót z Lubawki zamiast godziny trwał dwie, nie miało większego znaczenia. Przecież i tak byłem w domu przed czasem.

WNIOSKI Z TEGO WYJAZDU SĄ PROSTE

  • Gdy trafi ci się sytuacja awaryjna, nie panikuj. Dodatkowe kilkanaście minut poświęcone na pogłówkowanie i przygotowanie sobie planu awaryjnego, to niewielka strata czasu.
  • Na spokojnie oceń swoje możliwości. Może wcale nie jesteś w tak złej sytuacji jak mogłoby się to wydawać na pierwszy rzut oka.
  • Skorzystaj z pomocy urządzeń, które masz pod ręką. W tym przypadku był to GPS. Ja zawsze korzystam z urządzenia typowo motocyklowego, które możliwości obliczania różnych wariantów tras. Nawigację w telefonie zostawiam sobie na czarną godzinę i do kontrolowania tego gdzie są korki.
  • Skoro jesteś w sytuacji kryzysowej, musisz dostosować swoje plany do panujących warunków. Może trzeba zmienić trasę, może trzeba jechać wolniej itp. itd.
  • Ciesz się tym, co masz. Wiem, że fajnie byłoby jechać szybko. Dynamiczna jazda na bank zakończyłaby się postojem gdzieś na drodze, a tego przecież nie chciałem. Tu obowiązuje prosta zasada: jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się nie lubi.
  • Pamiętaj, zawsze jest lepiej jechać wolno niż stać.
  • Uśmiechaj się, bo piana na pysku nie ułatwia znalezienia rozwiązania.

A może masz inne zdanie na ten temat? Nie bój się zostawić tu swojego komentarza.