Home » SZLAKIEM ALPEJSKICH PRZEŁĘCZY

SZLAKIEM ALPEJSKICH PRZEŁĘCZY


Alpy kuszą pięknymi widokami oraz dzik przyrodą. Przycią­gają alpinistów, miłośników paralotniarstwa, jak również całe chmary motocyklistów.
Wyjazd w Alpy planowaliśmy już od dawna. Lecz jak to zwykle bywa, zawsze pojawiały się jakieś problemy. Albo nie było odpowiedniego motocykla, albo zmontowana ekipa chciałaby pojechać, ale… Jednak  udało się skompletować grupę ludzi, któ­rzy bez względu na piętrzą­ce się ze strony znajomych trudności postanowili wyjechać. Ponieważ większość miała już pewne górskie doświadczenie, spakowanie potrzebnego ekwipunku nie nastręczało większych problemów. Ciepłe śpiwory, karimaty oraz aluminiowane folie zatrzymują­ce ciepło uznaliśmy za wyposażenie obowiązkowe. Największym problemem okazało kupienie odpowiedniej mapy. W Polsce dobre plany Michelina sprowadzane są na zamó­wienie, a kupowanie mapy w skali 1:1 000 000 nie miało większego sensu. Wyjściem z sytuacji okazał się zakup motocyklowej mapy Alp w niemieckim Luisie (jedyne 39 DM).Pierwszy, najdłuższy odcinek prowadzi przez Kudowę, Hradec Kralove, słynne z wyścigów konnych Pardubice, Czeskie Budziejowice do Linzu. Jazda po czeskich drogach w niczym nie przypomina walki o przetrwanie w Polsce. Drogi są szerokie, z niewielką liczbą dziur. Do Czeskich Budziejowic dojeżdżamy około godziny pią­tej. Postój na obiad. Jak wiadomo, Czesi słyną z dobrej i taniej kuchni. Rachunek za dwudaniowy obiad na dwie osoby nie przekroczył 250 CZK. Najedzeni, powoli dojeżdżamy do granicy. Tu obowiązkowe zakupy w sklepie wolnocłowym, krótka odprawa celna i wjeżdżamy do Austrii. Jest godzina ósma, do Linzu mamy około siedemdziesięciu kilometrów. Decydujemy się na nocleg w małym miasteczku Freistadt. Kemping jest mały, ale w niczym nie przypomina spotykanych w Polsce. Czyste toalety i prysznice, miła obsługa i śmiesznie niskie ceny. Nauczeni doświadczeniem, że małe jest piękne, następne kempingi staramy się wybierać w małych miasteczkach, z dala od głównych dróg. Jednak ta pierwsza noc uświadamia nam, jak mało wiemy o gó­rach. Mimo że Freistadt leży na przedgó­rzu, temperatura w nocy jest bliska zeru. Rano budzimy się zmarznięci, a na trawie przed namiotem leży coś, co przypomina szron.Po śniadaniu jedziemy dalej. Omijając Linz, poprzez Steyer (gdzie mieści się fabryka samochodów ciężarowych o tej samej nazwie), przejeżdżamy przez Liezen kierując się na przełęcz Sölkpass. Widoki zapierają dech w piersiach. Nachylenie podjazdów osią­ga 15%, a sama przełęcz leży na wysokości 1790 m n.p.m. Zauroczeni krajobrazami, decydujemy się na nocleg w pobliskim Oberwalzstadt. Kolejnego dnia przejeżdżamy przez Spittal, następnie drogą w kierunku na Lienz, by bocznymi drogami dotrzeć w okolice Cortina dAmpezzo. Od przekroczenia granicy włoskiej czujemy się jak w Polsce. Ogólna korba na drogach. Każdy jeś­dzi, jak chce i gdzie chce. Tu decydujemy się na kolejny nocleg.Kolejnego dnia bierzemy namiar na Bolzano, Tione di Trento w kierunku na Clusone. Po raz pierwszy widzimy, jak kręte mogą być drogi. Odcinki prostej nie przekraczają 100 m, często ko?czą się przy tym 180-stopniowymi agrafkami. Ârednia prędkość spada do 40 km/h.

ZOBACZ RÓWNIEŻ  TAJEMNICZY DOLNY ŚLĄSK - MOTOCYKLEM NIE BĘDZIESZ SIĘ NUDZIŁ

Kolejne dwa dni wyglą­dają podobnie. Drogi są nieprawdopodobnie kręte i wą­skie, brak turystów. Podczas jazdy należy uważać na pasą­ce się nie tylko na łą­kach zwierzaki. Z Włoch kierujemy się przez Berninapass, Finstermuntz-Pass do Imstu, gdzie decydujemy się na nocleg. Stąd tylko 80 km dzieli nas od przełęczy Timmelsjoch  dawnego przejścia granicznego, zbudowanego na wysokości 2509 m n.p.m. Widoków, jakie zobaczyliśmy, nie da się opisać. To po prostu trzeba zobaczyć. Jednak przełęcz ta jest preludium przed tym, co mamy zobaczyć za dwa dni. Grossglokner Hochalpenstrassen  bo o tym mowa  to kilkadziesiąt kilometrów dróg na wysokości powyżej 2000 m n.p.m.

ZOBACZ RÓWNIEŻ  DROGI ZAMKNIĘTE DLA MOTOCYKLISTÓW

Dodatkowymi atrakcjami są: lodowiec spływają­cy z gó­ry Grossglokner (można na niego wejść), muzeum poświęcone budowie Grossglokner Hochalpenstrassen, no i oczywiście widoki, któ­re osoby z lękiem wysokości podziwiają, leżąc z zamkniętymi oczami. Kolejne dni to powrót do znanego nam wcześniej Freistadtu i dalej przez Czechy do Polski.Wyjazd trwał 13 dni i zamknął się kwotą 2 400 zł (na dwie osoby). Opis tego, co zobaczyliśmy, mógłby zająć wiele stron. Nam  pozostało mnó­stwo zdjęć i obietnica, że na pewno w Alpy przyjedziemy jeszcze nieraz.

ZOBACZ RÓWNIEŻ  SZLAKIEM MUZEUM MOTORYZACJI I TRANSPORTU

Warto pamiętać:

  • Nawet w sierpniu w Alpach wieje chłodem, szczególnie w nocy. Warto więc ze sobą zabrać ciepły śpiwór i grubą karimatę.
  • W wysokich górach łatwiej kupić mleko prosto od krowy niż paliwo.
  • Niektóre drogi wysoko w gó­rach są zamykane na noc, dlatego odpowiednio wcześniej trzeba znaleźć sobie nocleg.
  • Chcąc jeździć po austriackich autostradach, trzeba wykupić winietę za około 80 zł (ważna miesiąc).
  • Wjazd na przełęcz Timmelsjoch  i Grossglokner Hochalpenstrassen są płatne

A może masz inne zdanie na ten temat? Nie bój się zostawić tu swojego komentarza.